Pilot, który zginął w katastrofie samolotu PSA, to absolwent szkoły w Daytona Beach
Jednym z pilotów, który w czwartek zginął w katastrofie lotniczej w Waszyngtonie, to absolwent szkoły lotniczej w Daytona Beach na Florydzie. 28-letni Sam Lilly był pierwszym oficerem samolotu PSA Airlines, który wpadł do Potomaku po zderzeniu z wojskowym śmigłowcem Black Hawk. Timothy Lilly, ojciec Sama i były pilot wojskowy, początkowo nie mógł uwierzyć, że jego syn znajdował się na pokładzie.
Dopiero po weryfikacji harmonogramu lotów ojciec pilota musiał pogodzić się ze smutną prawdą. „To gorzka pigułka do przełknięcia” – powiedział Timothy Lilly. „Po prostu muszę z tym żyć”.
Sam od najmłodszych lat pasjonował się lotnictwem, podobnie jak jego ojciec. W 2019 roku przeniósł się do Daytona Beach, gdzie rozpoczął naukę w ATP Flight School. Przez ostatnie dwa lata pracował dla PSA Airlines, będących częścią American Airlines. Był bliski awansu na kapitana.
Koledzy i przyjaciele wspominają go jako człowieka pełnego pasji, który zarażał innych miłością do lotnictwa. „On wiele znaczył dla wszystkich. Nie tylko dla mnie. Jest grupa z nas, która przechodzi przez szkołę lotniczą” – mówi Skeeter Little, która była z Samem Lilly w jednej grupie w szkole lotniczej. „Lotnictwo to mała społeczność”.
„Mam na myśli, że uczysz się jak szalony, czytasz mapy pogody, kiedy nie masz ochoty” – wyjaśnia znajoma zmarłego tragicznie pilota. „To harówka w szkole lotniczej” – dodaje.
„Gdyby Sam lubił [jakiś] temat, uczyłby go [innych], a my wszyscy słuchalibyśmy, bo miał po prostu taki sposób nauczania, że zapamiętywałeś to i było w tym coś osobliwego” – wspomina kobita. „Mógł opowiedzieć tę samą historię na trzy różne sposoby, a ty śmiałbyś się tak samo”.
Sam poświęcał się nie tylko lotnictwu. Angażował się w akcje charytatywne – m.in. zbierając pieniądze na budowę studni w Afryce. Niedawno się zaręczył, planując ze swoją narzeczoną wspólną przyszłość.
Red. JŁ